Voltera.... istny raj dla mojej
„rodziny”, tłumy turystów chętnych zwiedzać zakamarki
zamczyska. A czym jest dla mnie Voltera?? Hmm....odpowiedź jest
bardzo prosta WIĘZIENIEM! Ciągłe krzyki i lamenty ofiar. Żyję na
tej ziemi już 250 lat a za każdym razem ten dźwięk mnie przeraża.
Cóż wypadało by się przedstawić nazywam się Edward Anthony
Volturi syn słynnego Ara Volturi. Nienawidzę mojego ojca z całego
serca. Zapytacie dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta....skurwiel
zabił moją matkę kiedy przyszedłem na świat. Tłumacząc, że
pachniała tak smakowicie iż nie mógł przestać. Moje rozmyślenia
przerwało pukanie do drzwi
- Wejść – nakazałem. W końcu jestem księciem
- Przepraszam, że przeszkadzam paniczu ale Pan wzywa do siebie – powiedziała Jane.
- Przekaż mu, że za chwilę zejdę – powiedziałem a Jane wyszła. Jej myśli były dość....nie grzeczne i dotyczył mojej osoby. Ubrałem czarną koszulę,spodnie tego samego koloru i pantofle wypolerowane na błysk. Obowiązkowo pelerynę ze znakiem Volturi i naszyjnik ozdabiany drogimi kamieniami. Przecież nie mogłem nosić takiego samego jak straż przyboczna i nakładając kaptur na głowę wyszedłem ze swojej komnaty i ruszyłem do głównej sali gdzie przebywali moi wujkowie Kajusz i Marek oraz mój pożal się Boże mój tata Aro.
- Witaj Edwardzie – przywitał mnie chłodno
- Czego ode mnie chcesz? - powiedziałem z pogardą. Aro zwęził oczy co oznaczało, że go wkurwiłem. Czyli cel został osiągnięty JEST!!
- Więcej szacunku! A zresztą nie ważne. Wezwałem Cię bo szykuje nam się hmm....kłopot i chciałem Cię prosić o opuszczenie Voltery na jakiś czas – powiedział ojciec. „Czy on chce mnie wysłać gdzieś poza Voltere? Boże Ty mnie jednak kochasz ” myślałem
- Dobrze a kiedy i gdzie jadę? - zapytałem podekscytowany
- Pojedziesz do mojego dobrego przyjaciela Carlisle'a Cullena do Forks – zakomunikował
- Ale to nie wszystko Edwardzie – powiedział Kajusz – Chcąc Cie chronić musisz zmienić nazwisko i wziąć ze sobą kogoś ze straży – dokończył
- Chyba ochujeliście! - krzyknąłem – Kiedy zabiorę kogoś ze straży ze sobą od razu będą wiedzieli, że jestem z Volturi. Pozwólcie mi jechać samemu. Umiem się bronić i zawsze mogę użyć swoich darów ( Ed ma trochę tych darów m.in. czytanie w myślach, rażenie prądem, telekineza i może kopiować dary według swojego widzi misie – dop. od aut. )
- Synu jesteś moim jedynym dzieckiem muszę Cie chronić – powiedział Aro. No bo się kurwa rozpłaczę
- Nie udawaj dobrego tatusia – sarknąłem
- DOŚĆ!!! - Krzyknął zły Aro.
- Dobra dobra mogę odejść? Chciałabym się spakować – powiedziałem
- Tak możesz – powiedział. - A Edwardzie wyjeżdżasz za 15 minut – powiedział Aro a ja szybko pobiegłem do swojej komnaty. Spakowałem swoje ciuchy, iPoda, kilka książek wziąłem papiery od mojego Audi R8 quattro R tronic i wybiegłem z komnaty prosto do bramy głównej. Jakie było moje zaskoczenie kiedy przy moim cudeńku stała Heidi
- Och Eddie... - wyszlochała po wampirzemu
- Czego ty płaczesz? - powiedziałem obojętny. Przespałem się z nią kilka razy a ona myśli, że skoczę za nią w ogień
- Jak to czemu? Kochanie nie wiem kiedy się znowu zobaczymy – wychlipała
- Heidi mówiłem ci przecież, że między nami nigdy nic nie będzie i nie było. Byłaś tylko zabaweczką w moim łóżku – powiedziałem. Wiem wiem jestem skurwysynem ale co się dziwić skoro jestem synem Ara?
- Eddie jak możesz? - zaszlochała i uciekła do zamku. Z wielkim bananem na twarzy wsiadłem do cudeńka i ruszyłem z piskiem opon z placu. Euforia mnie rozpierała i myślałem, że zaraz będę latać. Dotarcie na lotnisko nie zajęło dużo czasu biorąc pod uwagę mój styl jazdy. Nim wysiadłem nałożyłem kaptur i zakryłem swoje ciało tak aby nie było ani skrawka odkrytego i wysiadłem zabierając swoje rzeczy i ruszyłem na lotnisko. Odprawa odbyła się szybko i sprawie ( ale to raczej dlatego, że byłem VIP'EM). Kiedy zasiadłem na pokładzie prywatnego odrzutowca zdjąłem kaptur i zacząłem czytać książkę, która ze sobą wiozłem.
Po niespełna półtorej godziny
lotu wylądowaliśmy w Seattle. Zabrałem bagaż podręczny i
wysiadłem. Seattle było dość pochmurnym miastem więc nie
musiałem tak ukrywać swojej skóry. Odebrałem swój bagaż i
ruszyłem do wyjścia gdzie miał na mnie czekać Carlisle. Kiedy
tylko wyszedłem z budynku lotniska dostrzegłem Carlisle'a, który
szybko zmierzał w moja stronę.
- Witam Księcia – powiedział i skiną głową
- Carlisle błagam tylko nie to. Mów mi Edward i traktuj jak swojego syna dobrze? - zapytałem.
- Jasne Edwardzie. Pamiętaj, że od dziś nazywasz się Edward Cullen nie Volturi. - powiedział. Już gościa lubię powaga
- Spoko Aro mówił mi, że masz rodzinę możesz mi o niej coś opowiedzieć? - zapytałem grzecznie
- Czemu mówisz Aro a nie tata? - odpowiedział pytaniem na pytanie
- Bo nie traktuję go jak ojca – odpowiedziałem.
- Aha. A więc mam żonę Esme jest po prostu cudowna mamy mam 4 wampirzych dzieci i jedno ludzkie. Emmett i Rosalie oraz Alice i Jasper to te wampirze. A co do ludzkiej to Izabella ale woli jak ja nazywają Bella – wyjaśnił. Co? Mieszka z nimi człowiek? Jak oni to wytrzymują?
- Jak to mieszka z wami człowiek? Wie o was? - zapytałem. Włączył mi się niechciany impuls Volturich
- Spokojnie Edwardzie. Wie, że jesteśmy wampirami i chce zostać jedną z nas. Nie złamaliśmy zasad – uspokajał mnie Carlisle. Wziąłem głęboki oddech aby się uspokoić to mi zawsze uspokajało – Edwardzie pozostaje tylko kwestia Twojej diety – powiedział lekko zmieszany kiedy ruszyliśmy w stronę Forks
- Carlisle o to też możesz być spokojny żywię się krwią zwierząt – uspokoiłem go
- A wracając do mojej rodzinki to może opowiem Ci coś o nich? - zapytał
- Jasne – odparłem z entuzjazmem
- Cóż Emmett to nas rodzinny błazen takie duże dziecko, Ale jeżeli trzeba to naprawdę potrafi być groźny później jest Rosalie żona Emmetta. Ona jest lekko zadufana w sobie i często kłóci się z Bella. Rosalie to ta wiecznie poważna i rozważna. Następnie jest Jasper jest wiecznie spokojny i dołączył do naszej rodziny najpóźniej i ma trudności z opanowaniem pragnienia. Jasper może sterować emocjami no i Alice jego żona. Alice to nasz narwany chochliczek i zakupoholiczka. Jest mała ale to istny wulkan energii, ma tysiąc pomysłów na sekundę. Na sam koniec została Bella. Cóż Bella to córka mojego najlepszego przyjaciela, który zmarł 3 lata temu a ja się nią zaopiekowałem. Bella to cicha i zamknięta w sobie dziewczyna, jest aniołem, ma w sobie tyle miłości i współczucia, że nawet Jasper czasami z nią nie wytrzymuje. To wszystko. Jesteśmy na miejscu – zakończył Carlisle i wysiadł z auta a ja razem z nim. Dom był duży i biały z wieloma oknami ( dziwisz się, że jest duży? W końcu mieszka tu 7 osób) podpowiedziała mi moja świadomość. Carlisle pomógł zabrać moje bagaże z auta i oboje ruszyliśmy do domu. Nie zdążyłem dobrze nacisnąć klamki a drzwi otworzyły się z hukiem a na mnie skoczyła jakaś mała czarnowłosa postać
- TAK SIĘ CIESZĘ, ŻE BĘDĘ MIAŁA NOWEGO BRATA!! - Krzyczała. Hmm to musi być Alice „Mam nadzieję, że on się jej spodoba” pomyślała Alice
- Ty musisz być Alice a powiedz mi komu mam się spodobać? - zapytałem „Skąd on to wie?” - Czytam w myślach – odpowiedziałem na jej nieme pytanie.
- UPS! Chodź oprowadzę Cie – powiedziała i zaczęła ciągnąć mnie w głąb domu
- Al spokojnie daj mu się przywitać. Jeszcze będziesz miała okazję mu wszystko pokazać. Jestem Bella – powiedziała dziewczyna. Była po prostu śliczne, przepiękna, olśniewająca. Mógłbym wymieniać takich epitetów bez końca
- Edward Vol....znaczy Cullen. Ciężko mi się przestawić. - przywitałam się. Bella uśmiechnęła się a moje martwe od 250 lat serce drgnęło.
- Dasz rade zobaczysz. Mi też było ciężko na samym początku ale teraz już jest łatwiej – powiedziała.
- Edwardzie może zechcesz zobaczyć swój pokój? - zapytała Esme
- Jeżeli można – powiedziałem.
- Bello pokaż Edwardowi pokój – nakazała. Bella skinęła głową i ruszyła po schodach na górę a ja jak zaczarowany poszedłem za nią. Pachniała jak najlepszej jakości wino aż mi jad napływał do ust, szybko go połknąłem. Szliśmy długim korytarzem aż doszliśmy do dwóch pary drzwi
- Te tutaj to twój pokój – powiedziała i otworzyła drzwi. Jestem facetem ale pokój bardzo mi się podobał. Znajdowało się w nim duże biurko, skórzana kanapa a naprzeciwko plazmowy telewizor. Jedna ze ścian była ze szkła. Cóż ciut mniejszy od tego w Volterze ale dla mnie idealny.
- Co jest za tymi drzwiami? - zapytałem
- Za tymi garderoba a za tymi twoja osobista łazienka – powiedziała Bella i otworzyła owe drzwi. Łazienka była dobrze wyposażona i praktyczna
- Dziękuję wam za gościnę – powiedziałem. Bella spojrzała na mnie a jej serce przyśpieszyło swój rytm.
- Z czego tak się śmiejesz? A poza tym to żaden problem a nawet zaszczyt gościć w swoim domu księcia Voltery – powiedziała. (Że co kurwa?! )
- Skąd wiesz? - powiedziałem ze ściśniętym gardłem
- Spokojnie nie musisz się denerwować. Carlisle postanowił nam powiedzieć ze względu na nasze bezpieczeństwo – wytłumaczyła a mi spadł kamień z serca. Po chwili Bella zaczęła iść w kierunku drzwi
- A mogę wiedzieć do kogo należą te drzwi obok? - zapytałem zaciekawiony. Bella posłała mi przelotne spojrzenie i wychodząc z pokoju szepnęła
- Do mnie – szepnęła i wyszła. Westchnąłem i położyłem się na skórzanej kanapie. Mam nadzieję, że moje życie tutaj trochę się zmieni poważnie. Mam dosyć ciągłych krzyków, i zapachu ludzkiej krwi, która moim zdaniem strasznie śmierdzi. Dziwny ze mnie wampirek no ale co się dziwić skoro ma się takiego ojca jak ja? Całą noc leżałem u siebie w pokoju i słuchałem miarowego bicia serca Belli. Mniej więcej około godziny 6 rano wyskoczyłem na małe polowanie. Upolowałem dwie pumy i jelenia co powinno mi wystarczyć bo dzisiaj szkoła co mnie bardzo cieszy bo nigdy nie chodziłem do szkoły. Mam 3 doktoraty znam 6 języków a nigdy nie chodziłem do szkoły. Dziwne nie ?. Kiedy wybiła 7,30 byłem gotowy i czekałem na pozostałych w salonieTo na początek tyle :)Pozdrawiam Meggi :)