piątek, 26 kwietnia 2013

Opowieść....i...Tanya

      • Wszystko zaczęło się w 1762 roku. Mój.....tata zakochał się w człowieku i to z wzajemnością. Wtedy nikt nie miał pojęcia, że wampir może mieć dziecko z ludzką kobietą. No ale to nie ich wina prawda? No więc Aro poznał Elizabeth moją mamę zakochali się ale na ich drodze pojawiłem się ja. Kiedy mama dowiedziała się, że jest w ciąży była przerażona i wcale się jej nie dziwię, Kajusz i Marek przekonywali ją, ze nic jej nie zrobią i że ją zmienią w wampira zaraz po porodzie. Jako pół wampir rozwijałem się szybciej niż normalny płód. Normalna ciąża trwa 9 miesięcy ale wampirzo-ludzka trwa tylko 2 miesiące. Tuż po przyjściu na świat Sulpicia zabrała mnie od Ara bo jak wiadomo oni żywią się ludzką krwią. Aro miał w tym czasie zmienić moją mamę. Ale skurwiel ją zabił! Moje wspomnienie mamy jest dość mgliste przez przemianę – powiedziałem
      • Czegoś nie rozumiem. Urodziłeś się jako pół wampir ale z tego co wiem jesteś w pełni wampirem jak to...to znaczy wiem jak staje się wampirem bo Carlisle mi wszystko opowiedział no ale wiesz na pewno o co mi chodzi – powiedziała lekko zmieszana.
      • Do tego zaraz przejdę mały niecierpliwcu....No więc Aro miał zmienić mamę ale jak to ujął? Jej krew była tak smakowita, że nie mógł się powstrzymać i wypił całą co do kropelki. Cóż nie nawiedził się za to co zrobił ale szybko znalazł pocieszenie u Sulpici, która tylko czekała na swoją szansę. Od kiedy byłem na tyle dużym chłopcem, że zrozumiałem co ten skurwiel zrobił mojej matce znienawidziłem go całym sercem i po części stałem się taki jak on. Rosłem w zastraszającym tempie. W wieku 3 lat wyglądałem jak 9 latek. Jako 10 latek zatrzymałem się na etapie rozwoju 18-to latka, nie rosłem już nawet o milimetr mogłem spożywać krew jak i ludzkie jedzenie, które nie oszukujmy się ale niezbyt mi podchodziło. Próbowali dawać mi ludzką krew ale po niej wymiotowałem co bardzo ich zdziwiło więc dali mi skosztować zwierzęcej i tą przyjąłem z apetytem. Pewnego dnia wybrałem się na polowanie do pobliskiego lasu, polowałem spokojnie kiedy coś mną rzuciło o pobliskie drzewo. Jako pół wampir mogłem zginąć i pewnie by tak było gdyby nie Garet, który dla bezpieczeństwa poszedł za mną i to mnie uratowało. Kiedy tylko nomada rzucił mną Garet rzucił się na niego i go zabił a dopiero później zajął się mną. Byłem połamany i pokiereszowany i bliski śmierci i Garet o tym dobrze wiedział, miał on dwa wyjścia albo mnie ugryźć i przemienić albo ryzykować moje życie i nieść mnie do zamku czym ryzykował też swoje życie. Postanowił mnie ugryźć czym uratował mnie uratował. Kiedy ja przechodziłem piekło jakim jest przemiana on zaniósł mnie do zamku do mego ojca, Aro nakazał położyć mnie w mojej komnacie i siedział przy mnie 3 dni do momentu zakończenia przemiany. Kiedy się obudziłem świat wydawał mi się inny, taki bardziej wyraźny mino, że wcześniej byłem w połowie wampirem to i tak wzrok miałem ograniczony. Pierwsze co zobaczyłem to Ara, Kajusza i Marka, którzy stali kolo mojego łóżka. Jako pół wampir byłem dość hmm....złośliwy, chamski, bezczelny to po przemianie stałem się jeszcze gorszy. Wykorzystywałem wampirzyce kokietując je aby tylko były moje, nigdy nie „spałem” dwa razy z tą samą wampirzycą. Dla Aro jestem tajną bronią dlatego mało kiedy pozwalał mi na opuszczanie Voltery no chyba, że z misją zabicia jakiegoś nie posłusznego wampira. Przyjazd tutaj to jak cudowne ozdrowienie dla nieuleczalnie chorego – zakończyłem swoją opowieść nie patrząc na Bellę tylko taflę wody. Kiedy mówiłem swoją historię znowu widziałem matkę po poradzie, jej zmęczoną twarz, jej wzrok pełen miłości do jedynego syna i aż mnie zabolało serce a oczy stały się suche co oznaczało, że płakałem po wampirzemu. Po chwili poczułem małą dłoń Belli na moim ramieniu w pocieszającym geście
      • Przykro mi Edwardzie naprawdę – powiedziała
      • Nie potrzebnie naprawdę. Taki potwór jak ja nie zasługuję na współczucie. A jaka jest Twoja historia? - zapytałem. Byłem naprawdę ciekawy jakie było jej życie przed pojawieniem się u Cullenów
      • Tutaj nie ma o czym mówić – wyszeptała a z jej oczu popłynęła łza
      • Proszę Cię. Ja Ci opowiedziałem moją. Proszę Bello – powiedziałem miękko.
      • Eh... nie odpuścisz co? - powiedziała z delikatnym uśmiechem „Boże ona jest taka piękna, delikatna jak płatek róży” ( To są myśli Edwarda – odp od aut.)
      • Nie mam najmniejszego zamiaru a więc zaczynaj Panienko Cullen – powiedziałem z moim uwodzicielskim uśmiechem na ustach na co jej serduszko przyśpieszyło swój rytm
      • No dobrze niech Ci będzie. Moje pełne imię to Izabella Marie kiedyś Swan teraz Cullen. Przyszłam na świat w 1995 roku mam 17 lat. Moi rodzice to Charlie i Renee Swan i urodziłam się w Phoenix. Moje życie było prawie, że idealne, miałam kochających rodziców, przyjaciela, dobre stopnie w szkle. Kiedy miałam 10 lat przenieśliśmy się tutaj do Forks bo tata dostał tutaj pracę jako komendant tutejszej policji. Mi i mamie to nie pasowało ale zrobiłyśmy to bo go kochałyśmy. Mój przyjaciel Jake też się tutaj przeniósł tylko, że do La Push. Ten dzień pamiętam jakby to było wczoraj. To były moje 14 urodziny i bardzo chciałam dostać wymarzoną sukienkę. Męczyłam o nią rodziców dobre 2 tygodnie aż w końcu ulegli i postanowili kupić mi ją na urodziny. Chciałam jechać z nimi o co pokłóciłam się z tata bo to on mi zabronił, zamiast mnie pojechał Jake. Kiedy wsiadali do auta rodziców tata powiedział tylko „ Wszystkiego Najlepszego córeczko” i wsiadł do auta. Mama posłała mi przepraszający uśmiech a Jackob podszedł do mnie zagarnął w swoje wielgachne ramiona i szepnął mi do ucha „Bells bądź grzeczna a dostaniesz swoją niespodziankę wcześniej niż planowałem. Pa mała” wsiedli i odjechali. Tyle ich widziałam. Była godzina 18 a oni nadal nie wracali więc pobiegłam do Esme i Carlisle'a opowiedzieć im wszystko. Nie miałam pojęcia kim są ani jakie mają zdolności ale wtedy po salonu wparowała Alice i mnie przytuliła, nie wiedziałam o co jej chodzi ale ona wtedy powiedziała „Tak mi przykro Bello pamiętaj, że u nas zawsze masz schronienie ” i poszła. Esme i Carlisle posyłali jej zdziwione spojrzenia ale kiedy zadzwoniła moja komórka i ja odebrałam i dowiedziałam się, ze mi rodzice mieli wypadek samochodowy. Pijany kierowca samochodu ciężarowego jechał prosto na nich a tata nie miał gdzie ociekać i spadli w przepaść kolo drogi. Zginęli na miejscu a kierowce skazano na 1 rozbawienia wolności. Miałam trawić do domu dziecka w Seattle ale Esme i Carlisle przygarnęli mnie do siebie. Po pogrzebie powiedzieli mi prawdę kim są i że nie zrobią mi krzywdy ale ja się ich wcale nie bałam, byłam im wdzięczna za opiekę nade mną i w ogóle. Ale teraz wiem jak bardzo się męczą przebywając ze mną i dlatego nie mogę z nimi więcej mieszkać. - zakończyła Bella płacząc po cichu. Nie wiedziałem jak mam się zachować czy ją przytulić i pocieszyć czy tylko powiedzieć jakieś pokrzepiające słowo. Ale postanowiłem ją przytulić i choć przez chwilę poczuć jej kruche ciało wtulone we mnie.
      • Nie mów tak Bello. Oni wszyscy Cie bardzo mocno kochają nawet Rosalie choć tego nie okazuje. Bello wiem, że tak jest bo jak wiesz czytam w myślach. Jeżeli myślisz inaczej będzie mi bardzo przykro z tego powodu. Lepiej wracajmy bo pewnie boją się o Ciebie – powiedziałem. Miałem wielką ochotę ją pocałować i poczuć ich miękkość i smak ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić bo to oznaczało by koniec mnie, koniec Edwarda Volturi pana samego siebie i wampira, który nie liczy się z uczuciami innych. Bella wstała razem ze mną i ruszyliśmy ramię w ramię.
      • Zastanowię się nad wyprowadzką ok? - powiedziała.
      • Jeżeli to uszczęśliwi Carlisle'a i Esme to i mnie też. - zamruczałem. Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu ale to był ten miły i bardzo przyjemny rodzaj milczenia. Kiedy byliśmy już przed domem wyczułem zapachy nowych wampirów, których nie znałem i lekko spiąłem wszystkie mięśnie ale wtedy dobiegł mnie zrezygnowany szept mojej towarzyszki
      • O nie tylko nie ona – wyszeptała Bella
      • Ona? To znaczy kto? - zapytałem zaciekawiony
      • Za chwilę sam zobaczysz – powiedziała dziewczyna i otworzyła przed nami drzwi do domu. Weszliśmy oboje do salonu i zastaliśmy tam całą rodzinę Cullenów i 5 dla mnie zupełnie obcych wampirów
      • O jak dobrze, że już jesteście. Edwardzie poznaj oto nasz rodzina z Denali Carmen i Elazar – powiedział mi Carlisle i przedstawił dwójkę z pięciu wampirów. Jak na dobrze wychowanego przywitałem się i posłałem uśmiechy – Dalej są siostry Denali Kate, Irina i Tanya – dokończył przedstawianie. Podszedłem do wampirzyc i cmoknąłem każdą z nich w dłoń. Ostatnia wampirzyca przykuła moją uwagę ponieważ miała niespotykany jak dla mnie dotąd odcień włosów. Nie była tak piękna jak Bella ale była dość ładna i łatwa co oceniłem po stanie jej myśli, które były dość wymowne
      • Jestem Tanya miło mi – zaszczebiotała wampirzyca
      • Witam Edward Cullen – powiedziałem i posłałem jej jeden z moich uwodzicielskich uśmieszków
      • Mmm....jesteś tu nowy. O witaj Bello nie zauważyłam Cię – powiedziała i przywitała się dość pogardliwie z moja przyjaciółką
      • Witaj Tanyo. Wybaczcie ale jestem zmęczona i idę odpocząć – powiedziała dziewczyna i zniknęła na schodach.
      • Carlisle jak możesz trzymać tego marnego człowieka pod swoim dachem? To istna hańba dla naszej rasy – powiedziała Irina czym mnie zdenerwowała i już miałem coś jej powiedzieć kiedy....
      • Irino ile razy mamy Ci powtarzać, że Bella jest członkiem naszej rodziny czy Ci się to podoba czy nie. I bardzo Cie proszę na razie po dobroci nie obrażaj jej – powiedziała Esme
      • Esme kocham Cię jak siostrę ale nie wiele możesz mi zrobić – powiedziała i poraziła wampirzycę prądem. Esme bezwładnie padła na podłogę wijąc się z bólu. Carlisle szybko do niej podbiegł a Emmett starał się powstrzymać Irinę ale i on został porażany
      • Irino dość! - krzyknął Elazar ale ta go nie usłuchała więc postanowiłem zainterweniować i zastosowałem dar Jane i wampirzyca po chwili wiła się z bólu po podłodze
      • Edwardzie.... - usłyszałem szept Carlisle'a i raptownie zaprzestałem tortur. Podszedłem do wampirzycy i podniosłem za szmaty do góry
      • JEŻELI JESZCZE RAZ PORAŹISZ KTÓREGO KOLWIEK Z MOJEJ ROZINY PRĄDEM OBIECUJE, ŻE CIĘ ZABIJĘ – wysyczałem przez zaciśnięte zęby i wyszedłem z domu bo chyba bym komuś zrobił krzywdę. Przycupnąłem na wielki kamieniu i zastanawiałem się co właściwie się takiego stało.

Siedziałem na kamieniu już jakieś 2 godziny kiedy usłyszałem jak ktoś zmierza w moją stronę ale nie zamierzałem reagować. Ale kiedy przed moimi oczami pojawiła się Tanya w mojej głowie zrodził się iście szatański plan aby wyleczyć się z uczucia do Belli.
    • Co Cie do mnie sprowadza Tanyo? - wymruczałem seksownie
    • Cóż Edwardzie chciałam Cie przeprosić za Irinę. Ona od samego początku była przeciwna Belli. A poza tym chciałam Cię lepiej poznać – powiedziała i uwodzicielsko oblizała usta
    • Nic się nie stało moja droga. Hmm... bliżej poznać powiadasz? A co przez to rozumiesz? Rozmowę czy coś innego? - zapytałem posyłając uśmieszek i swoje uwodzicielskie spojrzenie
    • To zależy na co miałbyś ochotę Edwardzie – powiedziała i subtelnie dotknęła mojego ramienia
    • Chodź do domu to Ci pokażę – powiedziałem i zacząłem iść w stronę domu