niedziela, 4 sierpnia 2013

PRZEMIANA.....

Pierwsza doba minęła spokojnie. Widziałem jak cierpi a z jej oczu płyną słone łzy. Moja ukochana po raz kolejny dowiodła jak dzielną jest osobą. Cały czas siedzę przy jej ciele i dodaje otuchy. Po chwili drzwi do mojej komnaty otworzyły się z hukiem a do pomieszczenia wpadł rozwścieczony Aro i Marek. Automatycznie nałożyłem tarczę na siebie i Bellę aby nikt nie mógł jej skrzywdzić.
    • A WIĘC TU UKRYŁEŚ TO LUDZKIE ŚCIERWO?! EDWARDZIE ANTHONY VOLTURI NAKAZUJĘ CI ODDAĆ DZIEWCZYNĘ! - krzyknął wkurwiony Aro. TAK! W końcu go tak wkurwiłem, że mało para z uszu mu nie poleciała.
    • To jest kobieta, którą kocham i nie waż się jej obrażać. Przez Ciebie próbowała popełnić samobójstwo. Nakazywać sobie Felixowi albo innym a nie mnie! Klnę się na grób matki, że Cię zniszczę Aro Volturi! - zagroziłem. Aro warknął wrogo w moją stronę i wyszedł. Marek posłał mi spojrzenie pełne pogardy i także wyszedł. Wykręciłem numer do Alice
    • Ed tak się ciesze, że ją przemieniłeś! - zaskrzeczał chochliczek
    • A ja się zastanawiam czy dobrze zrobiłem – powiedziałem
    • Zrobiłeś bardzo dobrze. Widziałam w wizji, że będziecie bardzo szczęśliwi – zapewniła dziewczyna. Tymi słowami trochę mnie uspokoiła
    • Dzięki Alice. Zrobisz coś dla mnie? - zapytałem
    • Tak Edwardzie już szykuje dla niej łóżko – odpowiedziała uradowana
    • Dzięki siostra. Do zobaczenia za chwilę – powiedziałem i się rozłączyłem. Spakowałem walizki, postawiłem je koło łóżka i ostatni raz spojrzałem się po moim pokoju. Moim prywatnym więzieniu, zabrałem tylko zdjęcie matki, wziąłem Bellę ma ręce i teleportowałem się do posiadłości Cullenów w Forks. Nigdy nie lubiłem tej metody przemieszczania się, zawsze po lśnieniu czułem się taki słaby jakbym nie jadł z miesiąc czasu. Po chwili wokół mnie zrobiła się jasna poświata a w następnej przed oczyma majaczył mi się pokój, który zajmowałem u Carlisle'a. Przy drzwiach stała już cała rodzina Cullenów, na przodzie skacząca piłeczka z ADHD Alice, Carlisle z Esme, Jasper, Rosalie i Emmett. Każdy z nich miał szeroki uśmiech na twarzy. Kiedy byłem pewny, że moja „podróż” dobiegła końca ułożyłem mojego aniołka na łóżku a sam padłem wyczerpany na kolana
    • Edwardzie nic Ci nie jest? - zapytał Carlisle i pomógł mi się podnieść
    • Wszystko w porządku, jestem tylko słaby, muszę iść na polowanie – odpowiedziałem
    • To lśnienie wyciąga z Ciebie całą energię. Jasper w piwnicy w lodowce mam zapas krwi. Przynieś ją proszę – polecił Carlisle
    • Nie tknę ludzkiej krwi za żadne skarby – zaprotestowałem
    • Spokojnie Edwardzie to krew zwierzęca. Trzymamy ją na wszelki wypadek – zapewniła mnie Esme.
    • Dobra kochani zostawmy ich samych. Edwardzie połóż się kolo Belli i nabierz sił. Czasu na rozmowy nam teraz nie zabraknie – poleciła Esme . Jak powiedziała tak też zrobiłem rodzinka wyszła z pokoju ale po chwili pojawił się Jasper z wielkim kubkiem krwi.
    • Trzymaj stary. Zdrowiej szybko bo nie mam z kim w meczyki pograć – powiedział Jazz. Napiłem się trochę krwi i spojrzałem na moją ukochaną .
    • Jutro będę jak nowo narodzony zobaczysz – zapewniłem . Jezz tylko puścił mi oczko i wyszedł. Serce Belli zwalniało coraz bardziej co oznaczało, że przemiana dobiega końca. Bella od momentu ugryzienia nie wydała żadnego dźwięku za co ją bardzo podziwiam - Już nie długo to się skończy kochanie zobaczysz – wymruczałem do jej ucha i lekko w nie cmoknąłem .

1 komentarz:

  1. Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo!

    OdpowiedzUsuń